O co chodzi z tym skautingiem?


Na horyzoncie parafialnych spraw, jak zdążyliście zauważyć, pojawiają się coraz częściej słowa: skauci, zbiórka, instruktorzy itp. „Co tu się dzieje, o co chodzi z tymi skautami?” – może ktoś tak pomyślał. Powiem szczerze, że sam jako proboszcz jestem zaskoczony takim obrotem spraw. Gdyby jeszcze pół roku temu ktoś mi powiedział, że w parafii powstanie harcerstwo, a ściślej mówiąc skauting, to uśmiechnąłbym się z niedowierzaniem. Nie ukrywam, od dłuższego czasu szukałem „Czegoś” dla młodzieży, czegoś pociągającego. Chcę, żeby zaangażowali się bardziej w wiarę, Kościół, parafię. Proponowałem różne formy spotkań, wyjazdów, rekolekcji. Kilka razy byliśmy już w górach, raz na kajakach, raz na rowerach. Nie mówię już o jednodniowych wyjazdach, czy wreszcie o Światowych Dniach Młodzieży. Miałem nadzieję, że właśnie po Krakowie „wybuchnie” w parafii jakaś nowa młodzieżowa siła. Nie chcę powiedzieć, że Kraków nic nie dał, ale młodzież po Światowych Dniach Młodzieży nie bardzo wiedziała w co dalej iść, choć warto zarazem dodać, że część skautów to właśnie uczestnicy ŚDM w Krakowie. Na każdym wspomnianym wyjeździe było coś dla ducha, bo, jak mówiłem już wcześniej, ksiądz nie jest tylko biurem podróży, tylko kimś kto ostatecznie ma prowadzić do Boga. Gdy Jan Vianney, późniejszy święty z Ars, wyruszył pieszo, by znaleźć swoją maleńką parafię, w której miał zostać proboszczem, otrzymując wskazówkę od małego chłopca, powiedział do niego: „Kochany chłopcze, tyś mi pokazał drogę do Ars, a ja ci wskażę drogę do nieba”. Poruszające słowa. W życiu każdego księdza powinien istnieć taki ideał i powinno nieustannie rodzić się pytanie: „jak mam przyprowadzić ludzi do Chrystusa i pokazać drogę do nieba?”

Podczas tegorocznego, zimowego wypadu w góry, wieczorami, po nartach spotykaliśmy się na rozmowach na tematy wiary i życia. Były spotkania dla dzieci, młodzieży i dorosłych. Bardzo zbudowała mnie postawa dorosłych, w większości rodziców dzieci i młodzieży, obecnych z nami w górach. Słowa katechez, a potem jakieś rozmowy budziły zainteresowanie wiarą, Bogiem. Jakby po latach życiowej gonitwy rodziło się pragnienie czegoś więcej. Bo przecież życie to nie tylko praca, odpoczynek i konsumpcja. Myślę, że pod białymi stokami Beskidów wielu poczuło tęsknotę za tym CZYMŚ WIĘCEJ. Pan Bóg zresztą zawsze wlewa w nas takie pragnienia, tylko my je odsuwamy lub odkładamy na jutro. „Oto stoję u drzwi i kołaczę” – mówi Jezus w Apokalipsie.

Już po powrocie, po kilku dniach, całkiem przypadkowo natrafiłem w Internecie na informacje o Skautach Króla. Lektura artykułu szybko mnie wciągnęła. Moją uwagę przykuły dwie rzeczy. Po pierwsze, ci tzw. Skauci Króla to grupa katolicka, kładąca nacisk na wychowanie do wiary, a przyrzeczenie oparte jest na oddaniu Chrystusowi całego swojego życia. Po drugie, w tej gałęzi skautingu ważna jest rola dorosłych instruktorów. Spodobało mi się to. Tym razem, wiedziałem, że trzeba będzie zaproponować coś młodzieży, ale i dorosłym, bo oni są też potrzebni. Najpierw zwróciłem się do weteranów z górskiej wyprawy, a potem do innych. Był oddźwięk. Potem był telefon do Wrocławia i propozycja przyjazdu ze szkoleniem. Oczywiście nie
było samego entuzjazmu, ale górę brała chęć spróbowania czegoś innego. I jeszcze jedno – skauting to była propozycja dla wszystkich równocześnie: młodzieży, dorosłych i dzieci. Co zadziało się później wszyscy trochę już wiemy; pierwsze ogłoszenia w kościele, kurs szkoleniowy, pierwsze zbiórki i ruszyliśmy. Myślę, że chęci są duże, we wszystkich. Jako kapłan – duszpasterz nie ukrywam też swojej radości i wdzięczności Panu Bogu za taką iskrę. Jak dotąd nie udawało się na dodatkowe spotkania parafialne dla młodzieży zgromadzić więcej niż cztery osoby. Nagle ilość młodzieży, jak na naszą wiejską parafię, przewyższyła najśmielsze oczekiwania. Połączyło się coś pięknego. Jest i wiara, i przygoda. Bo tak naprawdę w Ewangelii jest - wiara i pójście za Jezusem to przygoda, największa przygoda życia. I jeszcze raz wrócę do dorosłych – instruktorów. To Wasza postawa przywraca wiarę w to, że warto być w kapłaństwie cierpliwym i wytrwałym. „Kto szuka znajduje” – mówi Ewangelia. Rzecz jasna, przed nami jeszcze długa droga, ale jest chęć wstania z kanapy i założenia butów. I to jest najważniejsze. Zachęcam także do włączania się do naszej grupy, atmosfera jest wyśmienita. Poza tym, można nas wspierać na różne sposoby. Potrzebujemy modlitwy, dobrego słowa i rady. Potrzebujemy też wsparcia materialnego na letnie obozy. Skauci już dziś planują po niedzielnych Mszach Świętych funkcjonowanie letniego „Skaut Baru” z ciastkiem, kawą i świeżym sokiem. Po Mszach Świętych będziemy zatem mogli na chwilę zostać w ogrodzie przy plebanii i porozmawiać sobie zajadając przygotowane przez młodzież ciasto. Podobny „Skaut Bar” może powstać i w Małkach. Myślę, że i dzieci włączą się do dzieła. Są też ambitne plany generalnego remontu organistówki. Niewykluczone, że już w czerwcu będziemy chcieli przeprowadzić parafialną zbiórkę na remont tego budynku. Na pierwszą niedzielę wakacji planowany jest też parafialny festyn. Na koniec już – jeśli jest jakieś rodzące się dobro, małe jak ziarenko, to warto to ziarenko podlewać i chronić, by wydało obfity plon.

https://yt3.ggpht.com/-ed8xWyFRm8M/AAAAAAAAAAI/AAAAAAAAAAA/VC3pXtU0jtA/s900-c-k-no-mo-rj-c0xffffff/photo.jpg

Ks. Sławomir Witkowski

- Parafia pw. Sw. Bartlomieja Apostola w Mszanie

stat4u