O Kościele, o buncie i wolności.

Jak bumerang wraca sprawa molestowania przez osoby duchowne i krycia tych spraw przez przełożonych. Słusznie oburza nas zło w Kościele, przejawy hipokryzji, zgorszenie posiane przez tych, którzy mieli być przykładem. Oczyszczenie jest potrzebne. Potrzebne jest nawrócenie zawsze, nie tylko dziś. W historii Kościoła miały miejsce już czasy, gdy duchowieństwo mocno odchodziło od ewangelicznego ideału, ale nigdy nie odchodzili wszyscy. Zresztą Kościół to nie tylko duchowieństwo. Zawsze byli tacy, którzy chcieli żyć zgodnie z Ewangelią i dzięki nim Kościół przetrwał tzw. „wieki ciemne” -   IX i X wiek, czy też czas renesansowego upadku obyczajów pasterzy  Kościoła. Zawsze byli święci, czyli ewangeliczni nonkonformiści. Patrzenie dziś na Kościół i widzenie w nim tylko problemu molestowania to mocno niesprawiedliwe uproszczenie. Wielu chciałoby widzieć w Kościele samo zło, absolutną organizację przestępczą. Dlaczego? Bo zależy im na rzeczywistym wyjaśnieniu i naprawieniu krzywd wyrządzonym dzieciom czy młodym ludziom? Zależy im na oczyszczeniu i odnowie Kościoła? Mam dużo wątpliwości. Kościół pierwszych wieków, czasów opisywanych w sienkiewiczowskim „Quo vadis” był prawie nieskazitelny: ewangeliczny, ubogi, promieniejący miłością do innych. A jednak Neron i elity Rzymu wszczęły prześladowanie tego Kościoła , bardzo krwawe. Nawet zwykli mieszkańcy Rzymu dali się zmanipulować i uwierzyli w historię o bardzo niebezpiecznej sekcie zagrażającej pomyślności cesarstwa. Kościół był, jest i będzie wspólnotą słabą i grzeszną, ale w Kościele jest Chrystus, w Kościele zawsze są Ci, którzy naprawdę wierzą. W Kościele jest Ewangelia, coś niezmiennego, są zasady, przykazania, które trwają mimo zmienności czasów. Dlatego Kościół jest, mimo wszystko dla wielu przystanią normalności, gwarancją tego, że prawo moralne  to nie chorągiewka na wietrze, ale stały punkt odniesienia.  Są zasady, które trwają, nawet jeśli nie wszyscy  w Kościele są im wierni. Właśnie dlatego Kościół głosi, że prawo moralne to nie sprawa osobista  człowieka, który może robić to, co sam uważa za słuszne. Dlatego też Kościół jest solą w oku. Jest solą w oku dla tych, którzy chcą ten porządek moralny zmienić, wywrócić do góry nogami. Dlaczego zachęca się dziś szczególnie młodych do tego, by żyli bez żadnych ograniczeń? Dlaczego proponuje się im wolny seks, wolne związki, szybkie rozwody, zmianę płci, aborcję, antykoncepcję i może dorzućmy legalną marihuanę. Bo ludźmi zniewolonymi namiętnościami łatwiej rządzić. Łatwo się rządzi tymi, którzy nie mają w sobie moralnego kręgosłupa, wyrzucili Dekalog za burtę. Są prawie bezbronni.  Zaborcom np. zależało na naszym rozpiciu.

 

Bijemy się dziś o prawo do wolności, tej osobistej. Podkreślamy, że nic nam nie można narzucać. Po części to prawda, bo bez wolności nie ma moralności.  Na sztandarach idziemy z hasłem „ wybór, nie zakaz”. Gdy na spokojnie przyjrzeć się temu  hasłu to rzeczywiście jest w nim coś pociągającego. „Wybór” i „ wolność” - brzmią pięknie, „przymus”, „zakaz” oraz „nakaz” brzmią, powiedzmy, fatalnie. Nikt z nas nie lubi, gdy nam się czegoś zabrania. Mamy to od dziecka. Wyobraźmy sobie, że przeprowadziliśmy się z domku do bloku i nagle na klatce schodowej czytamy regulamin dla mieszkańców tego miejsca. Znajdziemy tam wiele ograniczeń, choćby to, że od 6.00 do 22.00 obowiązuje nas cisza nocna. I jaka może być pierwsza reakcja – bunt i opór. Jak to? Nie mogę sobie słuchać głośno muzyki w nocy, nie mogę imprezować? Ktoś mi zabiera moją wolność. Ale może przyjść refleksja. Po co jest to prawo? Po to, żeby chronić wypoczynku innych osób, przecież i mojego. Jeśli pomyślę w ten sposób to zrozumiem, że w tym bloku nie mieszkam sam. Mogę właśnie wtedy pomyśleć o moich sąsiadach z bloku życzliwiej i z przyjaźnią. Od buntu mogę przejść do akceptacji, a nawet prawdziwej miłości bliźniego. „Nie mogę dokonać aborcji?” Przecież jestem wolną osobą. Nie mam wyboru? Pomijam już podstawowy fakt, że prawo do życia drugiego człowieka jest przed moim prawem do aborcji. Wybór dobra to często przejście od buntu i sprzeciwu do zrozumienia sensu jakiegoś zakazu. Za tym czy innym zakazem moralnym stoi prawdziwe dobro i powinienem to odkryć. 10 przykazań Bożych to w sumie same zakazy  i nakazy. Dekalog jednak nie skupia nas tylko na zakazie, ale pokazuje także drugą stronę, pokazuje dobro i wartość, które mogę dojrzale wybrać. O to właśnie chodzi w życiu, w małżeństwie, w rodzinie. Przejść od niechcenia, czy nawet buntu do odkrycia prawdziwego dobra. Ile rzeczy w małżeństwie i rodzinie dzieje się coś na zasadzie: „ no dobra, już zrobię”, a ile przechodzi na poziom „ w czym mogę Ci pomóc” , „ zrobię to chętnie”. Ile raz w swoim  kapłańskim życiu zauważam taki rodzaj duszpasterskiego męczeństwa w służbie parafianom. Moja mina lub barwa głosu w słuchawce telefonu są jak ogrodzenie pod napięciem, strach o coś pytać. Właśnie wtedy mogę przejść od buntu do wolności, od lęku i uprzedzenia do dobra.

 

Dlatego też często boimy się Boga, bo myślimy, że On tylko nam zabrania, że On nie chce naszej wolności.  Nasze nawrócenie i wiara właśnie polegają na tym, że zaczynam temu Bogu ufać. Zaczynam wierzyć w to, że On naprawdę chce mojego dobra i szczęścia, nawet wtedy gdy jest wymagający. To jest dopiero wolność!  

 

Ks. Sławomir Witkowski

 

- Parafia pw. Sw. Bartlomieja Apostola w Mszanie

stat4u